Luty w zdjęciach

Hej!
Jako, że luty dobiegł już końca (i dobrze!) dziś przybywam do Was z podsumowaniem zdjęciowym :).
Zapraszam na migawki z mojego życia! :)

prezent walentynkowy od W. Mam w czym parzyć herbatkę! Sowy <3
nie ma to jak ciasteczka owsiane z żurawiną!
batoniki musli z kaszą jęczmienną - sycące i pyszne :)
tłusty czwartek! Tata zaszalał i kupił do domu cały karton pączków ;)
impreza walentynkowa z maskami - wytańczyłam się! :)
miałam wolne, więc to oczywiste że chorowałam ;)
świetny film! I jeszcze te niezapalone światła po seansie na sali - dobry pomysł na zakończenie.
herbatka owocowa, którą można zjeść :))
cappuccino w mojej ślicznej filiżance!
tylko dwie książki przeczytane :(
kurs kinesiotapingu :)
sukienka z ciucha za 8 zł
Róża od W. w promieniach słońca :)
zabawy na uczelni ;)
pierwsze oznaki wiosny
wreszcie spróbuje syropu klonowego!
Mi się podobało! Ale jak ktoś nie lubi musicali nie będzie zadowolony...

 I to wszystko!
A jak Wam minął luty?



Maseczka do skóry głowy

Hej!
Jak samopoczucie? Ja chyba wybiłam sobie delikatnie kciuk na wfie :/.
Okleilam się tapami i jakoś żyję, ale muszę przyznać, że taka bzdura wywołuje we mnie frustrację, ponieważ wielu rzeczy nie mogę robić...

ale nic, będę żyć!  Dziś nie chcialam Wam narzekać, tylko opisać pewną ciekawą maseczkę firmy Dermaglin. Oto ona:


Maseczka skrywa się w saszetce, co nie jest zbyt wygodna formą...
Poza tym, mi osobiście nie podoba się pani na zdjeciu, a raczej jej włosy, jak mam mieć takie włosy po niej to jej nie chce... Dlatego też długo zwlekałam z jej użyciem.
Jednak jej skład mnie do tego przekonał i zdradzę Wam, że nie żałuję tego.


Maseczka ta ma konsystencję typową dla rozrobionych glinek z racji, że składa sie z glinki zielonej taki też ma kolor. Trzeba się nauczyć nakładać ją na skórę głowy - kto nakładal kiedykolwiek glinke na włosy ten wie o czym mówię, ćwiczenie czyni mistrza ;).

Zapach? Glinkowy, nic specjalnego.

Łatwo się ją splukuje, a wydajność zaskakuje (jak już nauczy się człowiek ją nakładać),  ta saszetka moze spokojnie wystarczyć na nawet 3 razy.


Co dało mi używanie tej maseczki?
Włosy zdecydowanie mniej się przetluszczaja, skóra głowy wydaje się odżywiona, już podczas nakładania czuć taką 'ulgę'.
Jakby tego było dla Was mało - maseczka ta gwarantuje efekt push up na włosach, nie ma mowy o przylizanej fryzurze, włosy są odbite od nasady jak w reklamach.

Działanie na skórę głowy jest rewelacyjne, jednakże nie polecam nakładania jej na długość, poplatanie gwarantowane. Jednak to dla mnie nie problem, od tego w końcu mam odżywki i maski,  za to po takiej maseczce wszystko wchłaniane jest całkowicie i ekspresowo. A włosy po takim zabiegu są lśniące, miękkie i dociazone.

Maseczkę tą można zakupić w rossmanie za ok 5 zł.

Znacie ją może?

Nowości - PourL'amour

Hej!
Dziś chciałabym Wam pokazać moje najnowsze cudeńka w kolekcji mydełkowej, którymi skutecznie pokusiły mnie dwie cudowne osóbki - Anulka i Naturalna Dusza :*. Dziękuję Wam za to bo mydełka od pierwszego wejrzenia mnie w sobie rozkochały!
Od chwili gdy otworzyłam karton byłam zachwycona. Pani Barbara na prawdę wie jak zadbać o klienta!
Zresztą same zobaczcie:


Od razu po otwarciu kartonu widzimy mydełka zapakowane nie w jakieś tam folie bombelkowe - nie! W porządną, ekologiczną torebeczkę z logo sklepu - swoją drogą pięknego logo! Możemy je podziwiać nie tylko na torbie, ale też na każdym mydełku - cudo!


Ale przejdźmy do zawartości! A jest jej sporo:


Oprócz zamówionych przez siebie:
- amfa
- dakar
- mango&brzoskwienia
- jeżyna
- piżmo

dostałam próbkę tweed i kawowego <3


Każde mydełko zapakowane jest w oddzielną torebeczkę, otoczone kolorem + do każdego mydełka dodana jest jakaś złota myśl - pokażę je Wam na pewno gdy będę recenzować mydełka! Bo już po zapachach czuję, że warte będą recenzji.


Oprócz mydełek w pudełku znalazłam jeszcze cudną wizytówkę/ulotkę:


Ja czuję się oczarowana! Jakbym wkroczyła w świat Krainy Czarów - bogactwo barw, zapachów, wytłoczenia na mydełkach... Nie mogę się doczekać kąpieli z nimi!

Za każde mydełko zapłaciłam 6 zł - aż żal ich nie kupować!
Jeśli też macie na nie ochotę polecam zajrzeć TUTAJ



Zestaw do depilacji twarzy od Coloris

Hej!
Dziś będzie o depilacji. Depilacji twarzy.
Zazdroszczę dziewczynom, które nie mają problemów z wąsikiem. Mój niby nie jest widoczny (chyba, że z bardzo bliska), ale sama świadomość, że on jednak JEST mnie deprymuje. Na dodatek nie potrafię go usunąć woskiem - nie wychodzi mi xd i tak zostaje a skóra podrażniona. A więc najlepszym rozwiązaniem jest krem.
W tym wypadku z pomocą przyszła mi firma Coloris i jej zestaw do łagodnej depilacji twarzy.


Cały zestaw skalda się z kartonika, dwóch tubek - z kremem do depilacji i balsamem łagodzącym po, a także ulotki/instrukcji i szpatułki.
Sam kartonik prezentuje się całkiem przyjemnie, prosto i na temat, nie mam co do niego zastrzeżeń.


Tak samo tubki - mają prostą grafikę, ładne kolory. Szkoda, ze zakrętki są odkręcane zamiast zamykane np na zatrzask - byłoby to wygodniejsze. Z tubki łatwo wycisnąć odpowiednią ilość produktu, a za pomocą szpatułki (która jest odpowiednio mniejsza niż przy standardowych kremach do depilacji) łatwo produkt umieścić na twarzy.


Krem do depilacji:
- faktycznie jest dość delikatny, jednak mimo wszystko skuteczny
- nie śmierdzi tak bardzo jak inne kremy do depilacji
- nie podrażnił mi skóry nawet gdy przetrzymałam go dłużej (ok 15 min) na twarzy
- bezbolesny zabieg

- nie zauważyłam jednak by wpłynął na szybkość wyrastania nowych włosków
- nie ma mowy o regenerowaniu czy nawilżaniu jakie obiecuje producent ;)

Skład kremu:

Balsam po depilacji:
- nie opóźnia wzrostu włosków po depilacji
- nie odżywia
- nic nie robi
- potrafi zapychać :/

Skład:

Jak widać z tego zestawu jestem zadowolona połowicznie. Balsam jest do wyrzucenia, ale krem jest całkiem przyjemny. Biorąc pod uwagę cenę - ok 10 zł - uważam, że to całkiem przyjemny produkt :).


Macie problem z wąsikiem? Jak sobie z nim radzicie?

BingoSpa - algowo - kolagenowy zabieg na rozstępy

Hej!
Jak Wam mija weekend? Mi pracowicie, ale przynajmniej się wyspałam! ;)
W tygodniu co teraz będzie mam zamiar wreszcie wypuścić jakąś przesyłeczkę z zabawy podaj dalej. Już jestem bardzo ciekawa reakcji adresatki :)).

Już wracam do recenzji, już już... Po prostu dziś chce Wam przedstawić produkt, który jest ze mną bardzo długo czasu... Używałam go z przerwami nie dlatego, że był jakiś słaby i nie mogłam go wykończyć, tylko przez jego pojemność - 500 ml, nudził mi się po prostu! Chciałam coś nowego, ale ponieważ nadal mam akcje: zużywam zapasy, kupuje już tylko produkty naturalne, wróciłam po raz kolejny do niego i już prawie denkuje.
Mowa oczywiście cały czas o algowo - kolagenowym zabiegu na rozstępy od BingoSpa


Produkt ten zapakowany jest w charakterystyczny dla marki duży, plastikowy słów, o bardzo prostych etykietach. Sam w sobie nie przyciąga uwagi. Gdyby nie Kascysko i TEN jej post (mam inną wersje opakowania), pewnie nigdy bym po niego nie sięgnęła.
Jednak przekonała mnie ona swoim opisem i jest oto mój.


Kosmetyk ten ma ciekawą konsystencje - coś pomiędzy budyniem i kisielem ;). A pachnie cytrusowo, nienachalnie, zapach szybko znika.
Wchłania się przyjemnie o ile nie przesadzimy z ilością, gdy damy go za dużo, trzeba wtedy dać mu trochę czasu, inaczej się lepi.


Wcieram ten kosmetyk codziennie (bardzo rzadko zdarza się bym tego nie zrobiła) w uda, brzuch i pośladki. Co mogę powiedzieć po 1,5 miesiąca stosowania?
Skóra faktycznie jest bardziej napięta, jędrniejsza, ale brakuje mi nawilżenia, muszę używać dodatkowego balsamu co jakiś czas...

Robiłam też co jakiś czas wspomniany przez producenta zabieg (patrz zdjęcie wyżej), ale albo robiłam go za rzadko, albo nic on nie wnosił dla mojego ciała ;). A szkoda bo pokładałam w nim nadzieje...


Skład:

Czy żałuję zakupu?
Nie, była to ciekawa przygoda, jednak bez fajerwerków. Gdyby tylko nawilżał byłabym zachwycona, a tak niestety cieszę się, że już się kończy.

Mnie nie podrażnił, nie uczulił i nie zrobił nic złego, ale pamiętać trzeba (zawsze!) o próbie uczuleniowej.


Miałyście do czynienia z tym produktem?  Co myślicie o BingoSpa?


Puder od Catrice

Hej!
Co powiecie na recenzję kolorówki? Rzadko takowe piszę, ale to wszystko przez fakt, że dopiero niedawno zaczęłam używać produktów do makijażu ;). Wcześniej była jakiś tusz do rzęs, czasami jakiś podkład podkradałam siostrze, miałam puder, ale był za ciemny więc rzadko używałam xd.
Dopiero po założeniu bloga się rozkręciłam, poznałam co to róż, bronzer, rozświetlacz, przekonałam się wiele daje podkreślenie brwi.
Puder stał się sprzymierzeńcem - po niego sięgam codziennie, natomiast po podkład niekoniecznie.

Puder od Catrice spodobał mi się swoim wyglądem - lubię takie ciapkowate produkty ;)


Opakowanie nie zachwyca, ale też ni sprawia, że się krzywię. Jest porządnie wykonane, napisy się nie pościerały, jednak widać zarysowania na 'metalowych' częściach. Brak lusterka pewnie niektórym będzie przeszkadzał - mi nie, ponieważ używam tego pudru tylko w domu.


Podoba mi się jak ten puder ładnie stapia się z kolorem skóry... A przynajmniej na początku tak jest, im dłużej go używam tym więcej ma w sobie różowych tonów. Przez co muszę bardzo uważać by nie wyglądać jak świnka ;) Szkoda, jak tak dalej pójdzie nie będę mogła go zużyć do końca, na razie jestem w stanie omijać te różowe miejsca. Jako róż będzie za słaby, więc przeczuwam, że za jakiś miesiąc będę musiała się z nim pożegnać.


Puder ten nie pyli, ładnie wtapia się w skórę - nie było mowy o efekcie maski. Dodatkowo nie zauważyłam by mnie zapychał. Ślicznie matowi twarz i utrzymuje się spokojnie pół dnia.
Wydajność tak jak to w pudrach bywa jest olbrzymia - mam go i mam, gdyby nie fakt, że więcej jest teraz tych różowych miejsc nie zauważyłabym nawet, ze go ubywa.


Używam go z przyjemnością, a więc szkoda, że niedługo będę musiała się z nim pożegnać. Nie kupię go znowu, bo nie lubię produktów, których nie mogę zużyć do końca.

Jestem bardzo ciekawa czy miałyście z nim do czynienia?




Uoga uoga - szampon do włosów

Hej, hej!
Dziś pora na kolejną roztańczoną odsłonę kosmetyków Uoga Uoga :).
Na tapecie - szampon do włosów Fairy's Bouquet


Opis ze strony sklepu:
Naturalny szampon z czarnej porzeczki ekstraktem z pączków brzozy  , do włosów normalnych i skłonnych do wypadania.

Zioła z magicznego lasu zebrane dla piękna Twoich włosów.

Łagodne środki powierzchniowo czynne pochodzące z oleju kokosowego, oleju palmowego i glukozy wspólnie z niezwykłym ziołowym bukietem, sprawiają że  szampon ten jest idealny dla wzmocnienia włosów. Czarna porzeczka i jagody są znane z  aktywnych właściwości przeciw utleniających karmią Twoje włosy swym bogactwem chronią przed wolnymi rodnikami. Pąki brzozy odżywiają skórę, walczą z  wypadaniem włosów i sprawiają że  włosy stają się miękkie i błyszczące. Pokrzywa, krwawnik, szałwia i ekstrakt z  porzeczki zwyczajnej wzmacniają  włosy, zapobiegają  łupieżowi i pobudzają ukrwienie skóry głowy.


Szampon umieszczony jest w uroczej, pękatej, plastikowej butelce z prostymi etykietami jak to Uoga ma w zwyczaju. Prezentuje się ładnie a my możemy kontrolować zużycie :).

Po otworzeniu opakowania możemy wyczuć przyjemny ziołowy zapach. Nie jest on w żadnym wypadku przytłaczający i szybko znika. Polubiłam się z nim, uprzyjemnia czas mycia włosów.


Zaskakująca jest konsystencja - mocno żelowa, przez co potrafi zwiać z dłoni. Łatwo go jednak okiełznać, ale nie oznacza to, że to już koniec wrażeń. Piana wytworzona przez szampon jest bardzo gęsta i zbita, ciężko nią manewrować po włosach... Trzeba się tego nauczyć jeśli nie chcemy zużyć zbyt wiele szamponu na jeden raz.

Co z pozytywnym zaskoczeniem?
Szampon faktycznie wpływa na wypadanie włosów, ale (tak jest ale) tylko podczas mycia. Co to oznacza? Otóż jak mi zawsze najwięcej włosów wypada podczas mycia, tak wtedy gdy używam tego szamponu wypada ich tylko kilka. Przy czym nie zauważyłam zwiększone wypadania podczas dnia - włosy nadal wtedy migrują normalnie, delikatnie - pojedynczo. Jednak gdy umyjemy włosy czymś innym włosy wypadają tak jak zawsze (nie ma jednak zwiększonego wypadania). Tak więc szampon nie pomaga długofalowo, jest to raczej działanie doraźne. Ale jakieś jest czym mnie ogromnie zaskoczył.

Szampon dobrze myje włosy, jednak konieczne jest po nim użycie odżywki inaczej na sucho mogą zacząć się plątać. Nie zauważyłam by robił coś jeszcze, ale dla mnie i tak było najważniejsze by mył ;).



Skład:
Water (Aqua), plant-derived surfactants (Sodium Cocoamphoacetate, Cocoamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Coco glucoside, Glyceryl oleate), jojoba (Simmondsia Chinensis Oil) oil, vegetable glycerin, alcohol, xanthan gum, black currant (Ribes Nigrum) fruit extract, nettle (Urtica Dioica) leaf extract), yarrow (Achillea Millefolium) extract, birch (Betula Alba) bud extract, sage (Salvia Officinalis) leaf extract, St.John's wort (Hypericum Perforatum) extract, natural preservative (Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid), essential oils (Parfum), Linalool* *naturally occuring in essential oils


To by było na tyle :).
Znacie go? Ja go kupiłam w plantsforbeauty.pl. regularna cena wynosi 31 zł za 200 ml.